środa, 5 czerwca 2013

03.

REPORTAŻ: Anoreksja zabrała mi córkę - wyznania Basi i Joanny

Dwie matki anorektyczek opowiadają o okrutnej chorobie, która zawładnęła umysłem ich córek.

AnoreksjaBasia i Joanna - opuszczone matki, które straciły ukochane córki - dzisiaj opowiadają o początkach trudnej walki z anoreksją. Wiedzą, co znaczy batalia o każdy najmniejszy kęs kanapki oraz jak gorzko smakuje porażka. Choroba niespodziewanie wkroczyła do ich życia, zawładnęła umysłem ich dzieci i okrutnie odebrała to, co miały najcenniejsze.
Matczyna bezsilność
Basię poznaję na jednym z forów internetowych i nieśmiało proponuję rozmowę na żywo. Na szczęście nie muszę jej długo namawiać, bo sama wyznacza godzinę i miejsce spotkania. 
Jest piękny, słoneczny dzień, umawiamy się w jednym z warszawskich parków. Siadamy na ławce przy jednej z bocznych uliczek, ale i tak dobiegają tu śmiechy dzieci bawiących się wokół fontanny. Basia nie kryje wzruszenia, po policzkach powoli spływają łzy. Przypomina sobie, jak 20 lat temu sama przychodziła tu ze swoją córeczką. Różyczka - śliczna blondynka z mądrym spojrzeniem – od dzieciństwa była duszą towarzystwa. Uśmiechnięta, szczęśliwa, kochana. Wtedy nic nie zapowiadało tragedii, jaka rozegra się  w jej życiu.
Do 15. urodzin Róży rodzina Basi mogła uchodzić za ideał. – Byliśmy z mężem wzorowym małżeństwem, dobrze nam się wiodło, nie mieliśmy żadnych problemów. Córka chodziła do dobrej szkoły, jeździliśmy na świetne wakacje, wszystko układało się tak jak to sobie zaplanowaliśmy – wspomina.
Gdy Basia dowiedziała się, że jest w drugiej ciąży, oboje z mężem nie potrafili ukryć radości. O dziecko starali się od kilku lat, więc ta wiadomość było jak spełnienie największego marzenia.  Niestety, nie dane im było długo cieszyć się szczęściem, bo Basia poroniła w 4. miesiącu.
- Wtedy coś między nami pękło, nagle zaczęliśmy się z mężem codziennie kłócić, przestaliśmy mieć wspólne tematy do rozmowy, nie chcieliśmy spędzać ze sobą czasu. Gdzieś miedzy nami była Róża, o której względy oboje zabiegaliśmy – opowiada.
Po roku nerwowej szarpaniny Basia złożyła pozew o rozwód. Udowodniła przed sądem, że mąż ma kochankę, dostała prawo do opieki nad dzieckiem i dom, który wspólnie kupili. Każde z nich poszło w swoją stronę, a jedyne, co ich łączyło, to córka.
- Ciągle spieraliśmy się o Różyczkę, bo nie chcieliśmy, aby spędzała czas z naszymi nowymi partnerami. Staraliśmy się jej wynagrodzić nasze rozstanie, próbowaliśmy przeciągnąć na swoją stronę. Wiem, że zrujnowaliśmy ją, doprowadziliśmy do rozpaczy. Była taka młoda, wrażliwa, a my zgotowaliśmy jej prawdziwe piekło – przyznaje Basia.
Skłóceni rodzice nawet nie zauważyli, że dorastająca córka zaczyna się odchudzać. Nie zaniepokoiły ich przetrzymywane w lodówce koktajle ze świeżo wyciskanych buraków, stojąca przy łóżku waga i leżące na biurku książki z przelicznikami kalorii. – Wszystkie córki moich koleżanek były na diecie, myślałam - przecież to normalne! Dzisiaj się odchudza, jutro zje na kolację pizzę, a pojutrze pochłonie cały popcorn w kinie – opowiada Basia.
Dopiero po roku do skonfliktowanych rodziców dotarło, że z Różą dzieje się coś złego. Była nieśmiała, zamknięta w sobie, nie wychodziła nigdzie ze znajomymi, a zamiast modnych ciuchów dla nastolatek nosiła szerokie, sportowe bluzy, pod którymi nie było jej widać.
- Kryzys nadszedł gdy Róża zemdlała w szkole, lekarz na pogotowiu powiedział, że waży dużo mniej niż przewiduje norma i powinniśmy się udać do specjalisty. Wtedy po raz pierwszy od kilku miesięcy zobaczyłam moją córkę bez ubrania. Sama skóra i kości, przerażający widok. Nie miesiączkowała, nie miała siły na wykonanie najprostszej czynności fizycznej. A ja tego nie zauważałam, bo ważniejsza była praca, nowy facet, sprzeczki z byłym mężem – wspomina zdruzgotana Basia.
Później wszystko potoczyło się jak w najgorszym filmie. Diagnoza: jadłowstręt psychiczny, bardzo zaawansowane stadium anoreksji. Róża trafiła do szpitala, później kontynuowała psychoterapię w domu. Początkowo jej stan się poprawiał, jednak Basia szybko zrozumiała, że sytuacja jest poważna. Stawali z mężem na głowie, aby znaleźć najlepszych psychiatrów, niemal siłą wpychali w córkę jedzenie, poświęcając dla niej wszystko – pracę, znajomych, nowych partnerów.
- Mieliśmy tylko jeden cel - uratować Różę. Niestety, było coraz gorzej, nawet pod przymusem potrafiła całymi dniami nic nie jeść, obsesyjnie wmawiając sobie, że nadal jest za gruba. Oszukiwała, na każdym kroku próbowała nas okłamać, udać, że wszystko jest w porządku. W pewnym momencie zaczęło nam brakować sił, były mąż zupełnie się załamał, przypłacił to wszystko depresją. Ja jak szalona próbowałam znaleźć rozwiązanie, błagałam o pomoc. Kiedyś na szpitalnym korytarzu matka innej anorektyczki powiedziała mi, że to na nic, bo wszystko dzieje się w głowach naszych dziewczynek, a my jesteśmy bezsilne. Nie wierzyłam wtedy, że może mieć rację… 
Dwa lata po diagnozie córka Basi trafiła na intensywną terapię w stanie ciężkiego wyczerpania. Lekarze walczyli  o jej życie niemal dwa tygodnie, ale niestety nie udało się jej uratować. W dniu śmierci przy wzroście 168 cm Róża ważyła jedynie 32 kg, a jej ciało było wrakiem.
- Z burzy blond włosów jakie nosiła jako dziecko nie zostało zupełnie nic. Pożegnaliśmy naszego aniołka w samotności, bez świadków i ciekawskich spojrzeń. Ten ból trudno opisać i trudno pokonać, gdy wiesz, że wina za śmierć twojego dziecka jest po części twoją winą. Nie mamy dzisiaj z mężem praktycznie żadnego kontaktu, ale wtedy nad trumną Różyczki mieliśmy odwagę się pogodzić. Straciliśmy dwójkę dzieci, wszystko, co mieliśmy. Dzisiaj nic nie ma sensu. – mówi cicho Basia.


Odchudzające marzenia
Magda – śliczna, szczupła brunetka z wydatnymi ustami spogląda na mnie ze zdjęcia ustawionego na mahoniowym kredensie. Ma idealne ciało, zmysłowe spojrzenie i mały pieprzyk nad górną wargą. W tle  słońce, plaża i klimat wakacyjnej beztroski. – Ostatnie lato Magdy. Ostatnie przed chorobą.  – słyszę za plecami. Odwracam się, a do przestronnego saloniku wkracza starsza kopia dziewczyny z fotografii: jej mama, Joanna.
- Od zawsze marzyła, aby zostać modelką. Była smukła, wysoka i miała w sobie to coś, więc gdy skończyła 13 lat wysłałyśmy zdjęcia do agencji modelek. Szybko podpisałyśmy kontrakt na wyłączność, Magda zaczęła pracować dla magazynów dla nastolatek. Nic wielkiego, ale mogła spełnić swoje marzenia, dorobić sobie do kieszonkowego – wspomina moja rozmówczyni.
Po dwóch latach pracy w agencji Magda otrzymała propozycję wyjazdu do Mediolanu. To były jej pierwsze wakacje spędzane samotnie za granicą, przepustka do wielkiego świata mody – od rana do wieczora castingi, w weekendy pozowanie do katalogów i sesje zdjęciowe do gazet.
- Była w swoim żywiole! Codziennie dzwoniła do mnie, aby opowiedzieć mi o nowych znajomych i świetnych miejscach jakie widziała. Gdy wróciła do Polski okazało się, że całkiem nieźle zarobiła, a w kieszeni miała już kolejny kontrakt do Paryża – opowiada Joanna.
Jednak kilka tygodni później, podczas wizyty w rodzimej agencji modelek (tzw. „matce”) Magda dowiedziała się, że trochę przytyła na włoskich makaronach i jeżeli nadal chce wyruszać na podbój francuskiego rynku modowego, musi schudnąć.
- U nastolatki to normalne, że zaczyna przybierać tu i ówdzie. Fakt, że Magda nie była już takim chucherkiem jak za czasów podstawówki, ale nadal miała szczupłą, proporcjonalną figurę. Byłam trochę zła, że kazali jej przejść na dietę, jednak wtedy ważniejsze były dla mnie marzenia córki – przyznaje Joanna.
Magda - zachęcona sukcesami, jakie odniosła w Mediolanie – od razu przystąpiła do skrupulatnego liczenia kalorii i zaplanowała tygodniowy grafik treningów. Po trzech tygodniach wyrzeczeń osiągnęła pożądane nad Sekwaną wymiary i z głową pełną marzeń o wielkiej karierze wyruszyła do Paryża.
- Dzwoniła rzadziej niż w Mediolanie, nie wypłakiwała mi się już w rękaw – mówi Joanna – Nie opowiadała już z zapartym tchem o koleżankach, kolejnych sukcesach, była zupełnie pozbawiona energii i radości. Coś mnie tknęło, gdy przesłała mi mailem czarno-białe zdjęcie, jakie zrobił jej zaprzyjaźniony francuski fotograf. Wystające obojczyki, wykrzywione kolana, to nie była moja córka!
Gdy po 2-miesięcznym kontrakcie Magda wróciła do Polski była 8 kg chudsza, a jej twarz oszpecały szare sińce pod oczami. Przerażona Joanna, nie chcąc patrzeć, jak córka wpędza się w chorobę, poprosiła o pomoc specjalistów. – To był początek zaburzeń odżywiania, pod opiekę lekarzy trafiłyśmy w najlepszym momencie.
Z biegiem tygodni było jednak coraz gorzej. Magda buntowała się, że musi porzucić pracę modelki i poddać się leczeniu, podczas gdy jej koleżanki podróżują po świecie, zaliczając okładki kolejnych pism. – Wiem, że kosztowało ją to wiele poświęcenia. Próbowała się dowartościować dobrymi ocenami, całe dnie spędzała nad książkami. Nie miała normalnego życia, bo za wszelką cenę chciała udowodnić sobie i światu, że ma jeszcze inne pasje poza modelingiem. Miała okropne wahania nastrojów, z euforii wpadała w płacz i tak ciągle. Podobnie było z jej wagą: bywały okresy poprawy, a po dwóch miesiącach znowu spadek i kłótnie o każdy najmniejszy posiłek wspomina Joanna.
Gdy Magda skończyła 18 lat znalazła się w nowej agencji modelek, gdzie mogła już sama decydować o swojej karierze, a do podpisania kontraktu nie potrzebna była zgoda jej prawnego opiekuna. Mijały właśnie trzy lata odkąd zachorowała na anoreksję, gdy oznajmiła Joannie, że wyjeżdża do Nowego Jorku, gdzie czeka na nią intratny kontrakt i okazja na zrobienie dużych pieniędzy. Joanna błagała córkę, aby nie wyjeżdżała, bo wiedziała, że bez stałej kontroli Magda nie zdoła utrzymać zdrowej wagi i wrócą problemy z odżywaniem.
- Ale ona się uparła i wyjechała. Rzuciła szkołę, zabrała jedną walizkę ubrań i wyruszyła w świat gonić marzenia… Dzisiaj Magda mieszka na stałe w Madrycie ze swoim narzeczonym. Dorabia jako modelka, ale nie ma już złudzeń, że czeka ją wielka kariera. W tym biznesie jest tak, że albo wykorzystujesz szansę albo wracasz do domu, bo druga może już nie nadejść. Magda musiała zrezygnować, bo inaczej mogłaby stracić więcej niż kilka ładnych zdjęć i odrobinę sławy. Odeszła, mając mi za złe, że zaprzepaściłam jej szanse na wielką karierę. Praktycznie nie mamy ze sobą kontaktu, anoreksja mi ją odebrała. Tylko ze zdjęć wiem, że nadal boryka się z problemami i nie jest zupełnie zdrowa. Może zadzwoni jutro? – zastanawia się Joanna.

źródło: http://www.papilot.pl/historie-czytelniczek/13384/REPORTAZ-Anoreksja-zabrala-mi-corke-wyznania-Basi-i-Joanny.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz