środa, 5 czerwca 2013

05.

Ta choroba mnie zjada

Emilia nie ukrywa swojej choroby. Mówi o niej, bo wie, jak wiele mitów narosło wokół anoreksji. Chce pokazać, że to zagrożenie także dla dojrzałych kobie
Kobieta z anoreksją
fot. Fotolia Anoreksja u Emilii zaczęła się od niewinnej diety. Spodobało się jej, że ma kontrolę nad swoim apetytem i ciałem, zapamiętale zrzucała więc kolejne kilogramy. Aż otarła się o śmierć.

Co jej strzeliło do głowy, że zaczęła się odchudzać? Już nie pamięta.
– Wiem tylko, że koleżanki z pracy rzuciły hasło: Czas wziąć się za siebie! – opowiada 53-letnia Emilia Kmiecik z Krakowa. – Był maj 2000 roku, znalazłyśmy dietę zakazującą łączenia węglowodanów z białkami. Miała trwać 10 dni.
Gdy zaczynała, ważyła 58 kilogramów przy 163 cm wzrostu.
Po 10 dniach strzałka wagi przesunęła się o cztery podziałki w lewo.
– Byłam jedyną z dziewczyn, która wytrwała – opowiada. – Czułam się taka dumna, zadowolona.
Cieszyły ją komplementy innych, że wysmuklała. Ale sama patrzyła w lustro i zaczęło się jej wydawać, że jeszcze daleko do doskonałości. Tu za grubo, tam też...
– To mobilizowało mnie do dalszego odchudzania – przyznaje.
– Z 1200 kilokalorii dziennie zaczęłam systematycznie schodzić na mniej. Odtłuszczone produkty, liczone co do sztuki plasterki wędlin. Wszystko pod kontrolą. Perfekcja w pilnowaniu menu. Zawsze taka byłam: jak coś miałam robić, to nigdy po łebkach tylko sumiennie, starannie, do końca.
Pracowała w dziale księgowości w wojsku. Była doceniana. Dobry mąż, też wojskowy i córka…
– Żyłam spokojnie, zwyczajnie – mówi. – I może dlatego znalazłam sobie nieziemski cel: chciałam schudnąć, ile się tylko da.

Była u wielu lekarzy, żaden nie rozpoznał anoreksji

Na imprezach rodzinnych zagryzała rzodkiewkę kęsem grahamki. Bliscy byli w szoku, bo wcześniej uwielbiała dobre jedzenie. Kiedy zeszła poniżej 50 kg, często słyszała, że źle wygląda.
– Ale ja w lustrze widziałam wciąż grubą babę – opowiada.
– Dla świętego spokoju, bo prosiła o to rodzina, poszłam do lekarza. Przepisał mi tabletki na depresję. Spowodowały… brak łaknienia!
Kolejny lekarz też nie rozpoznał anoreksji. Doszukiwał się kłopotów gastrycznych. Inny sugerował ciążę, potem chciał wywołać miesiączkę, która zanikła.
– Nawet lekarze myślą, że anoreksja jest problemem nastolatek – mówi. – A to nieprawda...
 Pod koniec 2002 roku Emilia ważyła już tylko 35 kilogramów.
– Walczyły we mnie rozsądek z obsesją – tłumaczy. – Szarpałam się, rozdarta między lękiem o własne życie a pragnieniem bycia jak najszczuplejszą. Rozumiałam, że idę drogą do śmierci, ale nie chciałam z niej zejść. Kompletnie opadła z sił. Była osłabiona i wyczerpana.
– Sześć lat temu doszłam do ściany – wspomina. – Ważyłam 27 kg. Straciłam kompletnie władzę w nogach. Nie byłam w stanie wejść na schody, bo prawie całkiem zanikły mi mięśnie. Wycieńczona trafiłam do szpitala. Przez trzy miesiące nie mogłam się ruszać!
Na szczęście w tym czasie trafiła do dobrego psychologa. Iwona Wiśniewska od razu rozpoznała przyczynę jej złego stanu.
– Dawała mi nadzieję, gdy inni ją zabierali – opowiada Emilia. – Jeden z lekarzy w Warszawie napisał, że nie przyjmie mnie na oddział, bo... jestem o 4 kg za chuda. Jak przytyję, to się mną zaopiekuje.
Mąż Leszek i córka Karolina (dziś 32-letnia) byli przy niej, ale jak mogli zmusić ją do jedzenia?
– Gdy już coś jadłam, to pamiętałam o sztuczkach anorektyczek – opowiada. – Jak brałam biały serek, od razu rozrabiałam go wodą, by wydawało się, że jest go więcej. Każdy produkt musiał być „light”. Jakimś cudem odrobinę przytyłam, na nowo uczyłam się chodzić. Żyć.

Nie ma nadziei na cud, ale wierzy, że może być lepiej
Ze zniszczonym chorobą żołądkiem, osteoporozą (za mało nabiału w diecie) i całą listą innych chorób Emilia musiała iść na rentę. Wysiłek w pracy mógłby ją zabić.
– Od pięciu lat wegetuję – opowiada. – Każdy dzień jest podobny do drugiego, zaplanowany. Zupełnie nie mam energii, ale dalej się pilnuję. To już uzależnienie. W poniedziałek wiem, co zjem w piątek. Byle mało. Jak najmniej. Odzwyczaiłam organizm od normalnych posiłków. Do tego stopnia, że lekarze dawno zdecydowali: muszą odżywiać mnie także pozajelitowo.
Dziś waży około 35 kilogramów.
– Zmalałam, bo mam już nie 163, ale może 159 cm wzrostu – opowiada.
– Ciało staruszki. Kondycję też.
Emilia jest w kontakcie z Iwoną. Leczy się też w klinice w Warszawie. Jak sama mówi, „jest w stanie stabilnym, beznadziejnym”.
– Kuruję chorobę duszy, która zjada ciało – mówi poetycko (sama pisuje wiersze). – Z nami, anorektyczkami, jest trochę jak z alkoholikami. Nawet jeśli nie piją, to i tak są chorzy, bo w każdej chwili mogą wpaść w ciąg. Ja w tym anorektycznym ciągu jestem już prawie 13 lat. Jak długo jeszcze? Chyba do końca...

Nie lekceważmy tej choroby!
Przykład Emilii jest dowodem na to, że anoreksja może dotknąć każdego. Utarło się, że chorują na nią wyłącznie młode, wrażliwe dziewczyny, a to jest tylko stereotyp. Wystarczy porozmawiać z dobrymi terapeutami, poszukać w internecie, by przekonać się, że nie jest ona obca osobom dojrzałym. Cierpią na nią również coraz częściej mężczyźni. Jeśli obsesyjnie liczysz kalorie, zmniejszasz porcje, a gdy inni mówią, że źle wyglądasz (za chudo), uważasz, że to bzdura, to powinieneś na pewno udać się do terapeuty.
Im wcześniej, tym lepiej. 


źródło:  http://polki.pl/zdrowie_i_psychologia_z_zycia_wziete_artykul,10031536.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz