środa, 5 czerwca 2013

18.

OTO MOJA HISTORIA Z WALKĄ O ŻYCIE...

Zaczęłam się odchudzać w wieku 13 lat. Wszystko zaczęło się od tańców dyskotekowych na które postanowiłam uczęszczać w I kl. Gimnazjum. Wszystkie dziewczyny były szczupłe, a mnie wydawało się że mam za grube nogi i brzuch, czego wstydziłam się na występach.

W styczniu 2002r. zapadła moja decyzja o odchudzaniu się. Ważyłam wtedy ok. 55kg przy wzroście 167cm. Zaczęłam wydzielać sobie określoną ilość jedzenia jaką wolno mi było zjeść każdego dnia- zwykle były to porcje ja dla ptaszka. Pamiętam, że zawsze chciałam zrzucić parę kilogramów i odchudzałam się już wiele razy: głodziłam się, stosowałam przeróżne diety cud, ale zawsze bez skutku. Prędzej czy później dostawałam wilczego apetytu i nadrabiałam to co straciłam. Tym razem było inaczej. Wiedziałam, że dokonam tego o czym marzyłam od bardzo dawna.
Tata znalazł prace w Niemczech wyjechał w styczniu na półtora miesiąca, mama również chodziła do pracy, bracia do szkoły, więc na co dzień do południa zostawałam w domu sama i nikt nie miał kontroli nad tym co robię i jem.
Oprócz diety którą stosowałam, uprawiałam również gimnastykę po ok. 1,5 godziny dziennie. Starałam się ćwiczyć w każdym dniu bez wyjątków. Na myśl, że opuszczę gimnastykę czułam się bardzo zmartwiona i zaniepokojona. Taki wysiłek fizyczny stał się bardzo ważną częścią mojego życia. Próbowałam ukrywać słabość i zmęczenie, aby mama nie zaczęła nic podejrzewać.
Jednak moje zmienione zachowanie było nie do ukrycia. Zamykałam się w pokoju pośród książek o odżywianiu. Skupiałam się tylko na jedzeniu, liczeniu kalorii i na swojej wadze. Ważyłam się codziennie rano, a nawet kilka razy dziennie: przed i po posiłku oraz przed i po gimnastyce. Gdy waga pokazywała tyle samo co poprzedniego dnia lub 0,5 kg więcej, był to kolejny dzień złego samopoczucia.

W połowie lutego gdy wrócił tata, moja waga wynosiła ok. 44kg. Ojciec był zszokowany moim wyglądem i właśnie wtedy zaczęło się chodzenie po lekarzach, zmuszanie mnie do jedzenia na siłę i awanturowanie się. To jednak nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Kanapki, które szykowali mi rodzice, chowałam w pokoju, później wyrzucając do śmieci lub ubikacji. Miałam wyrzuty sumienia, że marnuję jedzenie podczas kiedy jest tyle dzieci na świecie, które umierają z głodu, ale to było silniejsze ode mnie. Robiłam to przy każdej okazji każdego posiłku.

Zawsze moim marzeniem było schudnąć do 45kg, ale gdy osiągnęłam już swoją wymarzoną wagę, nadal wydawało mi się, że jestem gruba i zaostrzyłam dietę jeszcze bardziej- nie jadłam prawie nic! Miałam złe wyniki badań lekarskich. Nie można było zmierzyć mi tętna, bo było tak słabe, że lekarze nie potrafili go wyczuć. Nie można mi było również poprać krwi, bo byłam odwodniona, a krew miałam tak gęsta że prawie nie krążyła.
Rodzicom wydawało się że to tylko moje wybryki co do jedzenia, ale ja już wtedy byłam ciężko chora. Ani ja , ani oni nie zdawali sobie z tego sprawy. Ich krzyki i groźby powodowały, że coraz bardziej zamykałam się w sobie i obsesyjnie planowałam co zjem następnego dnia.

Gdy wróciłam do szkoły po feriach zimowych, wszyscy mówili, że bardzo schudłam. Niektórzy znajomi nie mogli mnie nawet poznać. Widziałam siebie inaczej niż ludzie którzy na mnie patrzyli. Oni widzieli strasznie chudą dziewczynę z wielkimi oczami o rękach jak patyczki. Ja zaś widziałam siebie jako osobę grubą, rozlazłą i bardzo brzydką. Oglądałam się w lustrze, mając tendencje do skupiania uwagi na poszczególnych częściach swojego ciała, niż na sylwetce jako całości. Widziałam, że brzuch mi sterczy i chciałam aby był płaski. Uda widziałam jako niezgrabne, duże, ciężkie wiec chciałam aby były gładkie i smuklejsze. Nie zwracałam uwagi na niepokojące skutki choroby: gdy zaczęły wypadać mi włosy- obcięłam je, przeraźliwie chude ramiona chowałam w bluzach z długimi, szerokimi rękawami. Jedynie czym się zmartwiłam to zanikiem okresu. Wiedziałam, że brak miesiączki wiąże się m.i.
z bezpłodnością...

W szkole często nie mogłam się skoncentrować. Moje myśli kręciły się tylko wokół jedzenia. Pomimo ładnej pogody i grzejącego na podwórku słońca, wciąż było mi zimno. Miałam sine usta i paznokcie. Jest to nie prawdopodobne, ale potrafiłam przez dłuższy okres czasu, nie wziąć do buzi nawet kęsa. I wcale się z tym nie męczyłam, a wręcz przeciwnie- było mi z tym bardzo bobrze. Miałam skurczony żołądek, a organizm przyzwyczajony był do braku pokarmu, więc w ogóle nie odczuwałam głodu. Bałam się, że po zjedzeniu czegokolwiek stanę się natychmiast gruba, brzydka i nieszczęśliwa. Gdy, jednak musiałam zjeść jakikolwiek, nawet najmniejszy posiłek , był on dla mnie źródłem strasznych wyrzutów sumienia przez następne kilka dni. Po takim wydarzeniu czułam ogromna złość nie tylko do rodziców, ale również do samej siebie co powodowało, że przez kilka godzin przesiadywałam w pokoju płacząc i prowokując wymioty.

Moim zainteresowaniem stało się gotowanie dla swojej rodziny. Przyrządzałam posiłki, których zazwyczaj nie jadłam. Jednak gdy zbliżała się pora śniadania lub kolacji, szykowałam dla siebie kromkę ciemnego pieczywa z listkiem sałaty i plasterkiem pomidora. Wiedziałam, że jeśli nie uda mi się schować jedzenia, będę musiała je zjeść, więc chciałam mieć przynajmniej kontrole nad zawartością kalorii w posiłku. Unikałam masła, śmietany, tłustych potraw oraz słodkich napojów. Piłam wyłącznie wodę lub gorzką herbatę.

Pewnego dnia mama zobaczyła mnie nie ubrana i przeraziła się na widok moich wystających kości. Obiecałam jeść więcej, ale znów udawało mi się ukrywać ile naprawdę zjadłam.

Tak oto moje odchudzanie trwało aż do dnia w którym trafiłam do szpitala w celu odkarmienia. Rozpoznano u mnie anoreksję psychiczną. Było to 28 czerwca 2002r. Przy wzroście 169cm. Moja waga wynosiła 35kg. (BMI- 12).

W szpitalu początki były bardzo trudne. Dawano mi zbyt dużo jedzenia i tylko kiedy było to możliwe oddawałam je innym pacjentkom. Z czasem zdałam sobie sprawę, że jestem bardzo chuda i zaczęłam jeść coraz więcej, aby szybko przytyć i wrócić do domu. Byłam chwalona przez personel, bo brałam dodatkowe porcje jedzenia i szybko przybierałam na wadze. Podczas leczenia szpitalnego ( w ciągu 2 miesięcy) przytyłam ponad 7kg, Wypisano mnie w dobrej formie, co nie oznaczało, że byłam już całkiem zdrowa. Lekarze uważali jednak, że mogę wrócić do domu i z dalsza pomocą psychologa i terapeuty dam sobie radę. Ja również byłam gotowa na wyjście i myślałam, że będzie wszystko dobrze. Było jednak inaczej.

Gdy wróciłam do domu, moja waga zaczęła stopniowo spadać. Za każdym razem gdy się ważyłam, waga pokazywała mniej. Były to niewielkie różnice od poprzedniego razu, ale mimo wszystko rodzice bardzo się martwili i nalegali abym cos z tym zrobiła. Myślałam że jem tyle co inni i że jak będę jadła więcej szybko przytyje i stanę się gruba. To jednak nie był jedyny i najważniejszy problem.

Po paru miesiącach od wyjścia ze szpitala, zaczęłam widzieć i słyszeć różne postacie, które zabraniały mi jeść. Zazwyczaj przed posiłkiem ukazywał mi się mężczyzna, który mówił, że jak zjem dany posiłek ( ten który miałam zaplanowany lub już naszykowany) stanie się coś złego. Lekarze stwierdzili, że w takiej sytuacji powrót do szpitala jest konieczny.

W dniu kiedy po raz drugi trafiłam do szpitala, czułam się okropnie i miałam ochotę zrobić sobie coś złego. Zaczęłam miewać myśli samobójcze.
Znienawidziłam siebie tak bardzo, iż uważałam , że nie zasługuję na życie i miłość rodziny.
Myślałam, że pobyt w szpitalu w niczym mi nie pomoże i że to tylko strata czasu. Myliłam się. Teraz wiem, że bez pomocy lekarzy i psychologów, nie dałabym sobie rady.

źródło: http://nastek.pl/inne/639,MOJA-HISTORIA

2 komentarze: