środa, 5 czerwca 2013

27.

Z anoreksji w bulimię

Gdy byłam mała, zawsze byłam chuda. Jadłam strasznie dużo, ale nie tyłam. Gdy miałam 12 lat, moja mama umarła. Mój tato znalazł sobie nową dziewczynę, która miała córkę w wieku mojego brata (4 lata młodszą). Na początku było fajnie, nawet wspaniale. Kupowała nam dużo rzeczy. Zaczęłam trochę tyć. Słodycze jadłam codziennie, i to w wielkich ilościach.
Jeździliśmy do restauracji, pizzerii. Powoli tyłam, ale nie zwracałam na to uwagi. W końcu zaczęły się kłótnie. Tato kłócił się z nią i ją bił. A ja zaczęłam jej się stawiać. Wystarczyło, że coś do niej krzyknęłam, a już się nie odzywała tydzień i udawała wielce obrażoną. Zawsze, kłócąc się, mówiła, że czekamy, aż da nam jedzenie pod nos i że jemy bardzo dużo.
Na koniec VI klasy weszłam na wagę. Waga: 72 kg, wzrost: 172 cm. Myślałam, że się załamię. Zaczęłam jeść mniej. 3 normalne posiłki dziennie i żadnych słodyczy. Zaczęłam chodzić na spacery. Podjadałam w czasie głodu owoce, warzywa, orzechy. Po miesiącu ważyłam 68 kg.
Zaczął się rok szkolny. Ludzie mówili, że widać, że schudłam. Wtedy było już 65 kg. Cieszyłam się. Chodząc do szkoły, zaczęłam sobie odpuszczać. Jadłam batony, słodkie bułki, paluszki. W domu po obiedzie podjadałam kanapki lub herbatniki. Weszłam na wagę. 70 kg. Tylko nie to! Płakałam jakieś 2 godziny. W Internecie zaczęłam szukać diet i wszystkiego o zdrowym odżywaniu. Szukałam jakieś 5-8 godzin, nie odchodząc od komputera. Natrafiłam na PRO ANĘ. Dziewczyny (motylki) próbowały tam schudnąć. Postanowiłam do nich dołączyć. Przeszłam na same jabłka. Ćwiczyłam 3 razy dziennie po 1 godzinie. Zaczęłam liczyć kalorie. Prowadziłam zeszyt, w którym pisałam, co zjadłam. Było w nim także parę wierszyków i zdjęć modelek. Chciałam za wszelką cenę pozbyć się tłuszczu. Moje dziennie kalorie na początku wynosiły 300 kcal, a potem 200 lub mniej. Chudłam. Gdy dotarłam do 60, byłam przeszczęśliwa. Moim celem było 55 kg i tyle mi miało wystarczyć. Byłam pewna, że wtedy zacznę jeść coś więcej niż jabłka, jogurty naturalne, gruszki i pieczywo typu „lekkie”. Piłam litrami herbatę zieloną i czerwoną zawsze po posiłku. Na obiad czasami jadłam 50 ml mleka (0,5 %) i 20 g płatków kukurydzianych.
Dotarłam do 55 kg. Nie zatrzymałam się. Nie potrafiłam, nie umiałam. Wszyscy martwili się o mnie, cała rodzina. Byłam u psychologa. Kazał mi jeść, ale ja chowałam i wyrzucałam jedzenie. Przecież jak można zjeść na obiad frytki z gyrosem? Oni potrafili brać dokładki. Ja mówiłam, że muszę się uczyć i żeby mi przynosili do pokoju, a wtedy wszystko lądowało w pudełku. Gdy dotarłam do 50 kg, przestałam ćwiczyć. Chciałam już tylko utrzymać wagę. Nawet raz w tygodniu, w niedzielę, siadałam razem ze wszystkimi i jadłam normalny obiad, ale po nim miałam 45 minut basenu, a wieczorem ćwiczyłam. Bałam się, że przytyję po zjedzeniu czegoś bardzo kalorycznego.
Moja waga w końcu dotarła do 45 kg. Chciałam przestać, próbowałam opuścić Anę.
Jadłam troszeczkę więcej. Waga: 39 kg, wzrost: 173 cm,  BMI: 13,0. To był koniec. Wszyscy mnie krytykowali, przezywali, śmiali się ze mnie. Włosy wypadały mi garściami (DOSŁOWNIE). Wszyscy wrzeszczeli, kazali jeść, ale Ana mną kierowała.
Pewnego dnia stanęłam przed lustrem. Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć. Byłam szkieletem. Wyglądałam okropnie, ohydnie. Nie wierzyłam, że to ja. Twarz, ręce. Wszędzie było mi widać kości i byłam już łysa, do tego biust zniknął. No, trochę włosów było, ale odrobinka. Postanowiłam, że muszę przytyć. Siadłam i zaczęłam jeść. Na początek płatki, potem śledzie, 7 kanapek, 5 gołąbków i 500 g musli z orzechami. Jadłam i jadłam, w oczach mając łzy. Potem poszłam spać. Całą noc myślałam o tym, co sobie zrobiłam i że już na poważnie zaczynam jeść. W 5 dni przytyłam do 45 kg. Nie wiem, czemu byłam załamana. Czułam się jak świnia. Mimo to nie przestałam jeść, ale zawsze wieczorem ćwiczyłam. Jadłam wszystko: spaghetti, pizzę, schabowe, ale zawsze wieczorem był trening. Minął miesiąc, a ja nie przytyłam ani grama. Cały czas było 45 kg.
Obecnie ważę 46 kg. Moja waga waha się. Jem jak żarłok. Dziennie pochłaniam jakieś 5000 kcal. Czasami mój dzień wygląda tak, że od godziny 15 do 19 cały czas jem, bez minuty odpoczynku. Objadam się płatkami i nic nie ćwiczę. Tyję, ale idzie mi najbardziej w brzuch i w nogi, a w ręce i biust - nic. Komentarze takie jak: „Lał, nareszcie przytyłaś, powoli zaczynasz wyglądać jak człowiek” tylko mnie motywują i jem jeszcze więcej.
Pewnego dnia po obiedzie - kurczaku z ryżem - zjadłam 6 jabłek. Chciałam jak najszybciej wyjść na dwór, bo zjadłabym na pewno coś jeszcze. Wyszłam, ale od razu spotkałam chłopaków, którzy na mój widok robili oczy i gadali: „Kur**, jaki szkielet”, „Mam grubszą rękę od jej nogi”, „Anorektyczka”. Zawróciłam i wpadłam do domu. Siadłam przed komputerem i ze łzami w oczach otworzyłam 1 kg płatków kukurydzianych. Zaczęłam jeść i szukać w internecie paru rzeczy. Jadłam strasznie szybko. W połowie mnie mdliło, ale jadłam na siłę. Chciałam tylko zobaczyć koniec paczki. Dotarłam na spód, zostały około 2 miski. Już nie dałam rady. Wstałam i wyrzuciłam psu. Było mi niedobrze, kręciło się w głowie. Nie wiedziałam, co mam robić. Wpisałam w google po raz pierwszy: „Jak sprowokować wymioty”. Ludzie pisali, żeby rozpuścić wodę z solą. Tak zrobiłam. Wzięłam szklankę i... nie mogłam. Wylałam i poszłam do pokoju.
Od paru dni ciągle jem, bo ludzie motywują mnie komentarzami, że nareszcie tyję. Słodyczy nie ruszam nadal, ale lody jem litrami. Chciałam sobie zrobić dzień, w którym jem normalnie, ale po godzinie 15 rzuciłam się na płatki i znowu 1 kg poszło. Tyję, ale najbardziej widać to na brzuchu. Może kojarzycie mnie z Vitalii - Klaudia 121444. Czasami po takim obżarstwie mam myśli, by spróbować rzygać, ale na razie wiem, że muszę przytyć, tyle że boje się, co będzie, gdy dojdę do mojej upragnionej wagi - 56 kg.
To jest przestroga do wszystkich, którzy chcą się zniszczyć z Aną. Błagam, nie róbcie tego. Nie marnujcie sobie życia. Wiecie, ile bym dała, aby cofnąć czas i odzyskać wszystko, co miałam (włosy, biust, koleżanki, chłopaków, figurę)?

pamiętnik na vitalii:  http://vitalia.pl/index.php/mid/49/fid/341/diety/odchudzanie/du_id/1042389

źródło: http://nastek.pl/zdrowie/7927,Z-anoreksji-w-bulimie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz