środa, 5 czerwca 2013

01.

 Anoreksja - moja historia i codzienne zmagania

Wiem, że w internecie zamieszczonych jest tysiące takich listów, ale chcę podzielić się z Wami tą historią dla samej siebie. Wylewanie myśli i uczuć w postaci tego listu działa uspokajająco, jakbym pozbywała się ciężaru, który niosłam przez ostatnie trzy lata. Obecnie mam 16 lat i jestem szczęśliwa, zmagam się z anoreksją na co dzień. 
 

Nie jest już jak dawniej, ale ona mnie nigdy nie opuści. To pozostaje w głowie, nie da się tego usunąć, można jednak złagodzić. Postanowiłam z nią walczyć i dążyć w kierunku wyzwolenia się z tej strasznej choroby.

Moja historia zaczęła się podobnie jak każdej anorektyczki. Miałam 13 lat, szłam do nowej szkoły - a co za tym idzie, nowi ludzie, otoczenie. Do tej pory nie zwracałam uwagi na mój wygląd, bo mojej myśli zaprzątały problemy rodzinne. Razem z mamą i rodzeństwem wyprowadziliśmy się od ojca. Całe dzieciństwo nie było zbyt wesołe, miałam za sobą już drugą przeprowadzkę i do tego nowa szkoła.

Do tamtej pory byłam pulchną dziewczynką, przy wzroście 165 ważyłam 61kg. Nie zaczęłam się odchudzać, nie myślałam o tym, nie szukałam żadnych informacji o odchudzaniu, dietach. Zaczęłam mniej jeść przez stresy związane z ojcem i szkołą. Wszystkie osoby z klasy były szczupłe, czułam się jak kolos przy niskich, drobnych dziewczynach. Chłopcy nawet na mnie nie patrzeli. Dla mamy zawsze byłam piękną córeczką, ale jej opinia w ogóle nie miała dla mnie znaczenia, bo wiem, że mnie kochała bez względu na wygląd.

Początkowo zrezygnowałam ze słodyczy. I tyle, dziwne jest, że nie wiem, jak to się stało, że po miesiącu nie chciałam tykać żadnego jedzenia. To był istny koszmar, w najgorszym czasie nie jadłam dziennie nic. Posiłków, które mama mi dawała, pozbywałam się na wszelkie sposoby - wyrzucałam przez okno, do śmietnika, spuszczałam w toalecie, w zlewie, szłam z jedzeniem do pokoju sama, żeby nikt mnie nie widział. Chowałam pierogi pod spodenki, oddawałam talerz i szłam do łazienki mówiąc, że muszę iść umyć ręce, a tam wkładałam je do buzi, mieliłam i spuszczałam w zlewie. Nie wiem, jak byłam zdolna do czegoś takiego.

Wiele razy mama albo ojczym przyłapali mnie na chowaniu jedzenia albo robieniu brzuszków czy innych ćwiczeń. W domu było mnóstwo kłótni, w najgorszym momencie ważyłam 44kg przy wzroście 168. W szpitalu nie byłam ani razu, może dlatego, że dzięki wsparciu mamy nie doszłam do tak krytycznego stanu jak inne anorektyczki. Byłam raz u psychologa i wiele u lekarzy, nie miesiączkowałam od dwóch lat.

Najgorsze w tej chorobie jest nieustanne myślenie o jedzeniu. Cały czas liczyłam kalorie, nieustannie ćwiczyłam, wyrzuty po każdym kęsie jedzenia. Nie rozumiem dziewczyn, które uważają, że anoreksja jest ich przyjaciółką, stylem życia. Dla mnie zawsze była i jest ciężarem, przez który nigdy nie będę w pełni normalnie funkcjonować. Gdy czytałam niektóre blogi anorektyczek, motylków, nie wierzyłam, że ja też mogłam taka być. Wymiotować nigdy nie wymiotowałam, nie rozumiałam, jak można zrobić coś tak obrzydliwego, ale myślałam tak jak one i byłam jak one.

Teraz idę do liceum. Przez te dwa lata zmagałam się nadal z aną, miałam okres, w którym było naprawdę dobrze, ważyłam 54kg, ale nie trwało to długo. Miesiąc później 49, teraz 48kg. W tym najlepszym okresie myślę, że mama dawała mi jakieś tabletki, które poprawiały samopoczucie i apetyt, bo jadłam i nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, lody, ciasta. Spotkania z przyjaciółmi to była istna przyjemność. Potem znowu to samo.

W obecnej chwili jest całkiem dobrze. Nie jem wprawdzie słodyczy, ale moje menu jest normalne, np. śniadanie to bagietka z białym serkiem, dżemem, serem i kawa z mlekiem i miodem lub płatki z mlekiem 3,5% z bananem. Obiad to np. pierogi z mięsem i smażona cebula, taki jaki robi mama, a jest znakomitą kucharką, więc jadłospis jest bardzo urozmaicony. Nie jestem tylko w stanie jeść na obiad dwóch dań, jest to dla mnie za dużo. Na kolację jem różnie, czasem bułkę z serem, jajkiem czy jajecznicą lub kiełbasą. Owoce pochłaniam kilogramami, od nich nie mam żadnych wyrzutów sumienia.

Nauczyłam się żyć z anoreksją i robię postępy w dążeniu do zdrowej sylwetki, upragnionej, czyli minimum 52kg. Chcę być kobieca, czuć się zdrowo i cieszyć się z życia. Wprawdzie nie dałam rady opisać tu wszystkiego, co mnie spotkało. Nie jestem dobrą pisarką, ale mam nadzieję, że choć w jednej dziesiątej zawarłam uczucia i sytuacje towarzyszące mi w trakcie zmagania się z moim wrogiem - anoreksją.

źródło: http://kobieta.wp.pl/hid,1076,title,Anoreksja-moja-historia-i-codzienne-zmagania,list.html?ticaid=110b6e

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz